🌑 Jak Się Usamodzielnić W Wieku 18 Lat
Forumowicze. 0. 7 odpowiedzi. Napisano 8 Maja 2010. Witam, mam pytanie, czy są szkoły zaoczne/wieczorowe od lat 17? Jeżeli tak, to prosiłbym o podanie chodź jednego przykładu (np. strona internetowa). Jeżeli nie, to prosiłbym kogoś będącego w temacie o wyjaśnienie czemu nie ma takich szkół?
Rodzina zastępcza: otrzymuje pomoc finansową ze strony państwa na pokrycie kosztów utrzymania i wspierania rozwoju dziecka. Rodzina adopcyjna: sama pokrywa wydatki związane z opieką nad dzieckiem (jak w przypadku własnych biologicznych dzieci). Rodzina zastępcza - wiedza od A do Z. Wszystko co musisz wiedzieć o rodzinach zastępczych
W swoim badaniu wykorzystali dane z Edmonton Transitions Study – projektu, w którym badano kanadyjskich dorosłych w wieku od 18 lat przez okres 25 lat. Począwszy od 1985 r., 983 uczniów starszych klas szkół średnich wypełniało ankietę bazową, uzupełniając ją w wieku 19, 20, 22 i 25, 32 i 43 lat. Do końca ankiety wytrwało 403
Ewa Maria Morelle już w wieku 16 lat zaczęła pracę w Domu Mody Telimena, który szybko zdobył rozgłos w latach 60. XX wieku. Jako 18-latka została żoną Wojciecha Frykowskiego, który w
Owoce morwy mają działanie przeciwgorączkowe i moczopędne. Podobnie jak jeżyny zawierają cukry, witaminy i minerały, dlatego warto je pić przy anemii, przeziębieniach, miażdżycy i chorobach nerek. Dr n. med. Karol Kaziród-Wolski Kardiologia , Kielce. 84 poziom zaufania.
gru 31, 2022. Chociaż zostanie nauczycielem w wieku 40 lat może stanowić pewne wyzwania, dążenie do nowej kariery, która ekscytuje lub spełnia cię, może zaoferować wiele korzyści. To przejście może również nie trwać tak długo, jak mogłoby się wydawać i oferuje kilka możliwości wzrostu i rozwoju.
Szwedzi, Duńczycy czy Finowie już w wieku od 19,6 do 21,9 lat wyprowadzają się do własnych lub wynajmowanych czterech kątów. Tu powodem może być oczywiście fakt, że kraje skandynawskie
Trudno wyobrazić sobie nawet polski rynek muzyczny bez jej twórczości! Od lat zachwyca nie tylko talentem, ale też niebanalną urodą. Wokalistka w wieku 51 lat wygląda tak, jak kiedy stawiała pierwsze kroki w karierze! W galerii publikujemy wyjątkowe zdjęcia. Zobacz, jak zmieniała się Edyta Górniak przez lata kariery!
Z Wikipedii, wolnej encyklopedii. Pełnoletniość [1] ( pełnoletność [2]) – określony przepisami prawa cywilnego status prawny osoby fizycznej, uzyskiwany zwykle po osiągnięciu określonego wieku (osoba bez takiego statusu nazywana jest niepełnoletnim, a potocznie nieletni). Osiągnięcie pełnoletniości wiąże się zazwyczaj z
JeUVcng. W telewizji od jakiegoś czasu można zobaczyć reklamę znanego serka dla dzieci. Po reklamie można by wnioskować, że jego zjedzenie dodaje dziecku odwagi i chęci do “bycia samodzielnym”. Nagle nasz maluch chce sam się ubierać, piec ciasto, czy szusować na dwóch, a nie czterech kółkach. Jednym słowem, samodzielność to teraz jego drugie imię! Fajnie by było, gdyby na rynku pojawiły się produkty dodające ludziom odwagi, siły, stanowczości, a może nawet inteligencji! To by był prawdziwy hit! Ale póki co, każdy z nas musi to sobie sam wypracować. I to najlepiej od najmłodszych lat. Dlatego tak ważna jest rola rodzica, która powinna polegać nie tylko na zapewnienia dziecku dachu nad głową, pełnego talerza i pokoju pełnego zabawek. Bardzo ważne jest spędzenie z nim czasu, wspólna zabawa, rozmowa, tłumaczenie, pokazywanie jak radzić sobie z emocjami, jak zachować się w danej sytuacji.. Pozwól dziecku być dzieckiem Dajmy zielone światło, gdy chce wskoczyć do kałuży, pobiegać po chodniku, pomaziać się farbami, zrobić misiowi “operację”, czy posmarować chleb masłem.. Trudno, spodnie będą mokre i brudne, ale radość dziecka – bezcenna! Dajmy maluchowi dziecięcy nóż albo taki, który mamy w domu, ale nie ostry. Niech posmaruje sobie kanapeczkę serkiem lub masłem. Tu da go więcej, tam mniej, to nie istotne. Ważne, że zrobił to SAM i może być z siebie dumny! Uwierzcie, nawet taka prozaiczna czynność uskrzydla małego człowieka i dodaje mu pewności siebie 🙂 Pozwól dziecku dokonywać prostych wyborów Niech rano samo wybierze sobie ubranie do przedszkola. Niech samo zdecyduje, czy chce kanapkę z serem żółtym, czy szyneczką. W dorosłym życiu czeka na niego milion decyzji do podjęcia, niech od małego uczy się je podejmować. Znam osobę, która mając 20 kilka lat zawsze przytakiwała innym, sama nie potrafiła zadecydować o najprostszych sprawach, zawsze dostosowywała się do reszty towarzystwa. A na przykładowe pytanie: “Co chcesz do picia?” odpowiadała: “To samo co Ty!” Nie chcę, aby moje dziecko było taką fajtłapą. Chcę, aby potrafiło decydować o sobie i miało własne zdanie, dlatego zawsze jeśli tylko sytuacja na to pozwala, daję wybór. Angażuj dziecko do prac domowych Wiadomo, że sprzątanie na dłuższą metę nie jest najfajniejszym zajęciem, ale pamiętam z dzieciństwa, że bardzo lubiłam zamiatać. Zwłaszcza u babci Irenki, która miała dziwną miotłę, zupełnie inną od naszej. Wiadomo, że często wspólne sprzątanie kończy się jeszcze większym bałaganem, ale są czynności, do których spokojnie można zaangażować maluchy, bez obawy o jeszcze większą Sodomę i Gomorrę. Taką czynnością jest na przykład rozwieszenie prania albo jego zebranie, poukładanie butów w przedpokoju, książeczek na półce, czy sztućców w szufladzie. Niech dziecko też poczuje się ważne i odpowiedzialne za dom i jego mieszkańców! Nie wyręczaj dziecka! Pozwól mu samodzielnie założyć buty, odnieść po sobie talerzyk do zlewu, samemu zbudować babkę z piasku.. Niech samo założy czapkę, umyje zęby, zjedzie ze zjeżdżalni, czy wyjmie kredki z szuflady. Nie róbmy wszystkiego za nasze dzieci! Finał będzie taki, że wyrośnie nam w domu człowiek z postawą roszczeniową, przekonany że w dorosłym życiu wszyscy będą za niego robić wszystko i podstawiać mu gotowce pod nos! A my, rodzice będziemy sfrustrowani i przekonani, że w domu mamy tyrana, dla którego jesteśmy jedynie służącymi! Wiem, że nie jest to łatwe, bo rano się każdy spieszy, a dziecko akurat wtedy dostaje żółwiego tempa. Zakłada lewy but na prawą nogę, podczas gdy my spoglądając na zegarek wiemy, że jesteśmy już spóźnieni. Ala jak tylko jest okazja, pozwólmy dziecku na samodzielność! Nie trzymaj dziecka pod kloszem w domu! Zapisz je do żłobka, przedszkola… Znam rodziców, którzy swoje dzieci zaprowadzili dopiero do przedszkolnej zerówki! Wcześniej opiekowała się nimi mama lub babcia. “A bo jak pójdzie do przedszkola, to zaraz złapie jakąś infekcję / Lepiej mu będzie w domu/ itd”. Owszem, chorobę na pewno dziecko jakąś przywlecze, jak nie przeziębienie, to ospę. W domu pod czujnym okiem babci na pewno będzie mogło szaleć do woli i jeść tylko to, na co będzie miało ochotę, ale nie będzie rozwijało się tak, jak dziecko przedszkolne! Nie nauczy się życia w społeczności, nie pozna zasad rządzących w grupie, nie nauczy się tylu wierszyków, piosenek. Nie będzie miało tak dużej możliwości na rozwój motoryki, kreatywności i – samodzielności! Anna pokładzie Pan Mąż, 12-latka wkraczająca w okres dojrzewania oraz 4-latek z zaburzeniami integracji sensorycznej. Stosując rady specjalistów i własne, domowe patenty staram się mu pomóc w lepszym funkcjonowaniu. Dzielę się tą wiedzą, bo być może Twoje dziecko też nie jest książkowym ideałem? A może po prostu też mieszkasz w Krakowie i chciałabyś skorzystać z moich krakowsko-rodzicielskich rad? Chodź, zapraszam! Miejsce zawsze się znajdzie!
Dlaczego dorośli chcą być adoptowani?W Polsce obowiązuje zakaz adopcji dorosłych, co jest jednym z wielu przejawów niewydolności rodzimego systemu adopcyjnego. Najlepiej obrazuje to przykład 22-letniej Magdy, która została porzucona przez biologicznych i adopcyjnych rodziców. I została zupełnie sama, bez pomocy adopcyjni unieważnili adopcję w sądzie, gdy dziewczyna uzyskała pełnoletność, co jest możliwe w polskim systemie prawnym. Gdyby żyła w innym kraju, nadal miałaby szansę na adopcję, która mogłaby być dla niej wybawieniem. Wszelkie próby nawiązania relacji z rodziną biologiczną nie przyniosły sukcesu. – Kiedy moje kuzynki zaspokoiły ciekawość, zobaczyły jak wyglądam i jaki mam głos, zerwały kontakt – podsumowuje za koszmaremMagda zaraz po urodzeniu trafiła do domu dziecka, bo matka ją porzuciła. W wieku pięciu lat została adoptowana przez małżeństwo z Wałbrzycha. Kiedy miała 10 lat, rodzice się rozwiedli. Matkę pozbawiono praw rodzicielskich, potem kobieta wyjechała do Warszawy. Magda została z ojcem, który, jak się później okazało, prowadził rozwiązły tryb życia, a do tego wykorzystywał ją seksualnie i bił. Dziewczyna dwadzieścia razy zmieniała mieszkania, uczyła się w jedenastu szkołach i miała osiem „mam”: kolejnych partnerek ojca. Teraz jest zdana na siebie. Nie ma kontaktu ani z rodziną biologiczną, ani adopcyjną.– Mieszkaliśmy w wielu miejscowościach, bo mój adopcyjny ojciec zmieniał kobiety jak rękawiczki – wspomina Magda. – Nigdy się publicznie nie przyznałam, że mnie molestował, ale ludzie wiedzieli, że się źle prowadzi, i donieśli do kuratorium. W ten sposób na jakiś czas trafiłam do Pogotowia Opiekuńczego w Opolu, a po 15 miesiącach do rodziny się w niej siedmioro dzieci. Szybko okazało się, że są bardzo źle traktowane. Dla Magdy zaczął się kolejny koszmar. Kiedy stamtąd odeszła, miała 18 lat, a dokładnie miała uzyskać pełnoletność następnego dnia.– Takie było życzenie zastępczej matki, która zrobiła to celowo, wiedząc, że już nie będzie otrzymywać pieniędzy od państwa na moje utrzymanie. No i tak zostałam pozostawiona na pastwę losu. Nikt mnie wcześniej nie poinformował, że mogę się starać o mieszkanie. Gdy się dowiedziałam, było za późno, bo wniosek trzeba złożyć z wyprzedzeniem. Kiedy znalazłam się na bruku i bez pieniędzy, pomogły mi siostry zakonne. W domu dziecka zaprzyjaźniłam się z siostrą zakonną, która sprawowała nade mną pieczę. Cały czas miałam z nią kontakt telefoniczny. Siostry udostępniły mi kwaterę w zgromadzeniu w Tarnowie Opolskim. Pomogły mi się usamodzielnić i odłożyć trochę pieniędzy – mówi dorosłych to temat trudny i szalenie skomplikowanyGdy dziewczyna przebywała w zgromadzeniu, spotkał ją kolejny cios. Dostała pismo dotyczące rozwiązania adopcji. Rodzice adopcyjni wnieśli pozew o jej unieważnienie. Sprawa sądowa odbyła się bardzo szybko.– Na sali rozpraw moi rodzice adopcyjni tłumaczyli, że już nie jestem ich córką, że ustały więzi. Musiałam powrócić do swojego pierwotnego nazwiska, został zmieniony również akt urodzenia. Kiedy wyszliśmy z sali rozpraw, usiadłam i zaczęłam płakać. I wtedy stało się coś, o czym do dziś nie mogę zapomnieć. Gośka, czyli moja matka adopcyjna, stanęła naprzeciwko mnie i powiedziała: „Nie płacz córeczko, kocham cię, masz mój numer telefonu i możesz zadzwonić”. Ona też zaczęła płakać i wyznała, że została nakłoniona do unieważnienia adopcji. Jak się później dowiedziałam, mój ojciec adopcyjny ją do tego zmusił. Przez chwilę miałyśmy ze sobą kontakt telefoniczny, ale szybko się to skończyło – opowiada Magda, która do dziś nie może zrozumieć, jak osoba, która rzekomo ją kochała, mogła się jej wynajmuje mieszkanie w Kędzierzynie-Koźlu, uczy się w szkole policealnej na opiekunkę dzieci i pracuje w daje prawaInaczej kwestię adopcji rozwiązano w USA. 35-letni Amerykanin Max – odnoszący sukcesy samotny prawnik, który jako dziecko został porzucony przez rodziców – właśnie został adoptowany przez starsze małżeństwo Stevena i Debrę, z którym się zaprzyjaźnił. Ze Stevenem poznali się na uczelni, Max był jego najzdolniejszym z amerykańskim prawem osoba młodsza może adoptować nawet znacznie od siebie starszą. Tak więc na przykład trzydziestolatka może uznać osobę 50-letnią za swoją córkę. Dzięki temu nowo uznany członek rodziny, niezależnie od narodowości, płci czy wieku, nabywa wielu praw ubiegłym roku 96-letnia Kalifornijka Bernice Dyck zaadoptowała 30-letnią kobietę, Chendrę Kaub Chumb z Kambodży. Dyck i jej rodzina znali Chumb od dawna. Przez lata służyli jej pomocą, gdy po ukończeniu szkoły średniej w Kambodży wielokrotnie odwiedzała USA. W 2003 r. zdała egzaminy do Fresno City College w Kalifornii. Wtedy zamieszkała z Bernice Dyck i jej, nieżyjącym już, mężem. Adopcja pozwala Chumb swobodnie podróżować między Stanami Zjednoczonymi a Kambodżą, gdzie wciąż mieszka jej biologiczna matka, którą co roku Polsce można adoptować tylko małoletnichW Polsce taki scenariusz nie byłby możliwy. U nas nadal obowiązuje PRL-owski zakaz adopcji dorosłych z 1950 roku. Przysposobić można jedynie osobę małoletnią (czyli poniżej 18. roku życia). Ojczym czy macocha, którzy wychowują od dziecka przybraną córkę lub syna, po ukończeniu przez nich 18. roku życia nie mogą ich adoptować. Dotyczy to też dziadków, którzy często przejmują obowiązki po dysfunkcyjnych rodzicach – nie mogą stworzyć rodziny ze swoimi systemu adopcyjnego w Polsce polega też na tym, że wychowankowie domu dziecka po 18. roku życia są zmuszeni opuścić placówkę. I od tego momentu muszą sobie radzić sami, beż żadnego wsparcia państwa. Chyba że się uczą, wtedy mogą zostać w placówce do 25. roku życia. Potem zostają rzuceni na głęboką wodę. Na absurd zakrawa fakt, że według statystyk 80 proc. wychowanków domu dziecka, którzy osiągają pełnoletność, wraca do rodzin biologicznych, zazwyczaj patologicznych, z których wcześniej ich zabrano.– W zeszłym roku głośna była sprawa chłopców, którzy wrócili do rodzin biologicznych. Dopóki mieli pieniądze od państwa, wszystko było w porządku, ale kiedy wsparcie się skończyło, zostali na bruku. Musieli mieszkać w stodole, bo krewni przestali się nimi interesować. Próbowaliśmy interweniować i po rozmowach z burmistrzem miasta, w którym mieszkali, udało się załatwić dla nich mieszkanie – mówi Bożena Łojko, założycielka Fundacji „Zerwane Więzi”.W Polsce nadal obowiązuje PRL-owski zakaz adopcji dorosłych z 1950 rokuDziecko to nie przedmiotNoworodki i niemowlęta w mig znikają z domów dziecka. A nastolatków nikt nie chce. Wydaje się dość naturalne, że rodzice adopcyjni poszukują dziecka jak najmłodszego. Łatwiej je ukształtować w procesie wychowawczym. Poza tym zazwyczaj nie jest naznaczone traumą z przeszłości. Doświadczenia życiowe szesnastolatki, która spędziła w ośrodku kilkanaście lat, są zupełnie inne niż dwulatka, który znalazł nowy dom po pół są jednak sytuacje, kiedy adoptowane dzieci zostają porzucone również przez rodziców adopcyjnych. To również dotyczy najczęściej dzieci dorastających, wchodzących w wiek dojrzewania. Wtedy zaczynają się problemy, coraz trudniej znaleźć z nimi wspólny język. Wielu adopcyjnych rodziców sobie z tym nie radzi.– Do 18. roku życia wspieramy dzieci, chronimy je, pracujemy nad tym, aby stały się odpowiedzialnymi ludźmi. A potem nikt się nimi nie interesuje – mówi Bożena Łojko. – Polskie przepisy pozwalają na unieważnienie adopcji, tymczasem powinna być ona procesem nieodwracalnym, dożywotnim. Dziecko nie jest przedmiotem, który biorę, a potem oddaję – afrykańskie adoptują samotnych EuropejczykówTym, którzy nie mogą porozumieć się z własną biologiczną rodziną, pozostaje pocieszająca świadomość, że rodziców można sobie czasem wybrać, choćby w dalekiej Afryce. Afrykańskie rodziny adoptują dorosłych Europejczyków, którzy czują się osamotnieni w swoich społeczeństwach. Czy taki ryzykowny eksperyment ma szanse powodzenia? Okazuje się, że tak. Wszystko zaczęło się od ulotki, którą niemiecka reżyserka Gudrun F. znalazła w skrzynce pocztowej. Było na niej zdjęcie smutnej dziewczynki i hasło: „Zasponsoruj dziecko z Trzeciego Świata”. Pomyślała: dlaczego nie odwrócić sytuacji i nie poszukać w Afryce ludzi, którzy przygarnęliby dorosłych z Europy? Już pięć lat później Gudrun przeglądała dokumenty z wnioskami od osób, które chciały zostać bohaterami tej eksperymentalnej adopcji. Była ich ponad setka: z jednej strony smutni Niemcy, Holendrzy i Brytyjczycy w klimatyzowanych biurach i szarych garniturach, z drugiej strony – roześmiane afrykańskie rodziny w kolorowych ubraniach na tle palm.„Wielu Europejczyków, których znam, pragnie ciepła i towarzystwa, ale nie mają ochoty zbyt mocno się angażować. Rodziny w Afryce, które zapraszają ich do siebie, dają im najlepszą lekcję więzi międzyludzkich” – tłumaczyła Gudrun w 2010 r. na premierze swojego filmu „Adoptowani”, który opowiada o tym chętnych do projektu zaczęła w Burkina Faso, jednym z najbiedniejszych afrykańskich krajów, w którym podstawą życia społecznego jest wielopokoleniowa rodzina. Tam z pomocą kilku przyjaciół otworzyła pierwsze mobilne biuro adopcyjne, podobne oddziały powstały też w Ghanie. Udało się znaleźć rodziny dla 30 kandydatów z Europy. „Afrykanie ekscytowali się możliwością poznania innego świata. Są bardzo dumni z własnej kultury i chętnie dzielą się nią z innymi” – opowiadała filmie śledzimy próby asymilacji debiutanckiej trójki: studiującej w Berlinie Islandki Thelmy, berlińskiego aktora Ludgera i osamotnionej 70-letniej wdowy Giseli, z rodzinami z Akry. Przybysze traktowani są niezwykle serdecznie. Nowi „krewni” nie stwarzają żadnego dystansu. Szybko wciągają przyjezdnych w życie rodziny i angażują w codzienne są sytuacje, kiedy adoptowane dzieci zostają porzucone również przez rodziców adopcyjnychRodzinny biznes z „adoptowanym zięciem”Prawo rzymskie zezwalało na adopcję osób dorosłych, pod warunkiem jednak że przysposabiającego i przysposobionego dzieliło co najmniej 18 lat. Co więcej, prawo to było na tyle elastyczne, że adopcja pozwalała na usynowienie wnuka czy prawnuka. Miało to głównie związek z dziedziczeniem i przedłużeniem tradycja przetrwała do dzisiaj w Japonii. Tam częściej adoptowani są dorośli mężczyźni niż dzieci – 98 proc. adopcji stanowią panowie w wieku od 20 do 30 lat. Takie zjawisko odnotowywano w kraju samurajów już 700 lat temu, dziś jednak przybiera inną formę, a u jego podstaw leży biznes: firmy i różnego rodzaju instytucje adoptują swoich menedżerów po to, by były postrzegane jako te, które są zarządzane przez rodzinę. Innymi słowy, szefowie adoptują swoich protegowanych. Ta procedura ma nawet swoją nazwę – „mukoyoshi”, co należy przetłumaczyć jako „adoptowany zięć”. Niektóre znane na całym świecie firmy japońskie pozostały rodzinnymi biznesami właśnie w wyniku „mukoyoshi”, wśród nich jest Toyota – założona w 1937 r. przez Kiichiro również jest zarządzana przez adoptowanych potomków – obecny prezes Osamu Suzuki jest czwartym z kolei adoptowanym synem, który stoi na czele firmy. Wszystko zaczęło się kilkaset lat temu, gdy w Japonii obowiązywały zasady, że po śmierci starszego członka rodziny majątek jest przekazywany jej młodszym przedstawicielom. Ale spadkobiercami pieniędzy i udziałów zostawali tradycyjnie mężczyźni. Jeśli w rodzinie nie było męskiego potomka, według prawa to adoptowani synowie mogli nie tylko nosić nazwisko rodziny, ale i przejmować biznesy oraz majątki. Rodziny, które miały wyłącznie córki, decydowały się na adopcję synów, którzy stawali się strażnikami rodzinnego legalne adopcje zazwyczaj idą w parze z aranżowanym małżeństwem – córka rodziny, której zależy na spadkobiercy, wychodzi za mąż za mężczyznę, który przybiera nazwisko jej rodziny i staje się jednocześnie synem i zięciem. On właśnie gwarantuje kontynuację rodowego nazwiska oraz opiekuje się grobami rodziców po ich Polsce adopcja dorosłych była dopuszczalna w okresie międzywojennym. Jeszcze kilka lat po II wojnie światowej nie ograniczała się do adopcji małoletnich. Przysposobienie następowało na podstawie umowy zawartej przed notariuszem. Potem te przepisy się zmieniły, wykluczając z adopcji osoby się pytanie: czy w obecnych warunkach jest sens utrzymywania ograniczeń dotyczących adopcji wprowadzonych w innej epoce, słynącej z ingerencji w życie prywatne obywateli i ograniczającej ich osobistą wolność?*** Co sądzisz na ten temat? Piszcie: listy@ Za najlepsze listy przyznamy nagrody! Edyta OchmańskaObserwuje, słucha, czyta i podróżuje. A potem nie może się powstrzymać, żeby o tym nie napisać. Pytanie, które najczęściej zadaje, brzmi: co o tym myślisz? Interesuje ją wszystko, co niekonwencjonalne i wyprzedzające epokę. Jest żądna wiedzy, ciekawa świata i ludzi. Od kilkunastu lat pracuje jako dziennikarka. Pisała dla takich tytułów, jak „Trendy Art of Living” czy „Dziennik. Gazeta Prawna”. Uwielbia Włochy i mistykę. Z wielką determinacją próbuje nauczyć się włoskiego. Nie lubi zimna, tłumu i hałasu. Jest uzależniona od kina, więc wolny czas najchętniej spędza w ciemnej sali kinowej. Często jeździ na rowerze i ćwiczy jogę. Do siebie i życia podchodzi z dystansem. Czasami chciałaby być Więzy krwi: uciekaj, póki możesz! Im jestem starsza, tym wyraźniej widzę, jak trudna jest relacja rodzic dziecko. Dochodzę też do wniosku, że wszyscy jesteśmy patologiczni, że coś takiego jak rodzina idealna czy po prostu całkowicie normalna, nie istnieje, i to jest kompletnie naturalne. Na taką rodzinę nie ma się co wypinać, nie ma co też w takiej szukać przez cały czas źródła swoich niepowodzeń. Są jednak tacy ojcowie i takie matki, od których należy zwyczajnie uciec, odciąć się i odseparować. I ani przez chwilę nie czuć się z tym źle. CZYTAJ WIĘCEJ
Wśród wielu pytań i próśb o poradę, często przewija się temat dziecka, które nie ma najmniejszego zamiaru opuścić rodzinnego gniazda i założyć własnej rodzinyWspólne mieszkanie zaczyna męczyć rodziców, a niechęć do postawienia kroku w stronę dojrzałości – niepokoić. Poza zwykłym zniecierpliwieniem, pojawiają się myśli o tym, czyja to tak naprawdę wina. Przykład takich wątpliwości możemy znaleźć w liście jednej z Czytelniczek:„Zastanawiam się - czy to jest moja wina? Czy robię coś niewłaściwie? Czy źle wychowałam własne dziecko? Mój dorosły syn Mateusz, o którym można już powiedzieć „podstarzały singiel”, nie chce wyprowadzić się z domu. Nie ma to związku z problemami finansowymi – Mateusz świetnie zarabia, a praca jest jego pasją. Dodatkowo, prowadzi urozmaicone życie i w tym wszystkim ani myśli o odcięciu pępowiny. Chciałabym, żeby pomyślał o założeniu rodziny – niestety spotykam opór, gdyż na delikatne nawet próby rozmowy syn kategorycznie oznajmia, że w ogóle go to nie interesuje.”To klasyczny przykład wątpliwości, z jakimi zmagają się rodzice „dużych dzieci”. Jeśli dodatkowo nasza „pociecha” jest jedynakiem, tym trudnej znosić wspaniałe wiadomości o ślubach dzieci znajomych lub powiększaniu się ich rodzin. Zaczynamy zastanawiać się – co zrobiłam/-łem nie tak? Jak to możliwe, że moje dziecko nie ma naturalnej potrzeby usamodzielnienia się, wyfrunięcia z gniazda i założenia nowego ze swoją drugą połową? W końcu – czy jestem złym rodzicem, który wychował egoistę?MOJA BARDZO WIELKA WINAObwinianie się o takie, a nie inne zachowania swojego dziecka nie mają większego sensu – przecież wpływ na nie ma nie tylko nasze wychowanie, ale też cała masa innych czynników. Ponadto, niechęć do założenia swojej rodziny w oczekiwanym przez otoczenie okresie absolutnie nie świadczy o jakiejkolwiek porażce rodzicielskiej – stanowi jedynie taki, a nie inny wybór dorosłego człowieka. Można jednak zastanowić się, na ile przyczyniamy się do tego, że nasz syn czy córka nie mają zamiaru wyprowadzić się z domu rodzinnego, chociaż ich sytuacja materialna jest bardzo dobra. Z pewnością nie dodajemy skrzydeł do wylotu z domu, jeśli:Od zawsze umacniamy w sobie (i w dziecku) przekonanie, że samo sobie w życiu nie poradzi. Zaczyna się od: „nie męcz się, mamusia zawiąże Ci buciki, bo inaczej zrobisz to źle i się przewrócisz”, a kończy na: „wybierz uczelnię blisko domu, nie poradzisz sobie zupełnie sam w obcym mieście”. W efekcie mamy w domu duże dziecko, które nie ma wiary we własne siły i przyzwyczajone jest do myślenia o sobie w kategoriach kogoś, kto wiecznie potrzebuje „pociechę” do wygodnego życia. Narzekamy na niechęć syna do wyprowadzki, jednocześnie wkładając jego brudne majtki do pralki. Sugerujemy tanie mieszkania w okolicy, podkładając pod nos ciepły obiadek i odnosząc talerz. Prasujemy, sprzątamy i gotujemy dorosłemu facetowi, który… cóż, nie byłby zbyt mądry, gdyby z tego zrezygnował dobrowolnie. Zwłaszcza, jeśli nie musi dokładać się do potrafimy pokazać swojej asertywności lub sprzeciwu na nieprzyjemne dla nas sytuacje. Niby denerwujemy się, kiedy syn przyprowadza znajomych o godzinie 22 (gdy my leżymy już w łóżku), ale jedyne, co robimy, to zamykamy drzwi i staramy się usnąć przy głośnej muzyce i rozmowach. W oczywisty sposób dajemy tym do zrozumienia, że nam to zwyczajnie nie przeszkadza. A skoro nie przeszkadza…NIEOCZYWISTA OCZYWISTOŚĆTo, co jest jasne dla nas, nie musi być takie dla naszego syna czy naszej córki. Być może już od wielu miesięcy oczekujemy na informację o planach przeprowadzkowych, a w tym oczekiwaniu stajemy się rozdrażnieni i coraz bardziej poirytowani. Warto jednak zdać sobie sprawę, że dopóki nie powiemy wprost, co nam nie pasuje, nie możemy oczekiwać żadnych zmian – młody człowiek nie trzyma przecież pod łóżkiem szklanej kuli. Może sądzi, że dla wszystkich jest absurdem wydawanie pieniędzy na wynajem, skoro u rodziców znajduje się całkiem sporo miejsca. Być może też uważa Was za wyjątkowo tolerancyjnych, skoro nigdy nie zwracacie uwagi na późne wizyty gości. Ostatecznie, całkiem możliwe jest, że nie przyjdzie mu do głowy, że sprzątanie po nim to jakikolwiek problem – w końcu mama „i tak to robi”.ROZWIĄZANIE?Jeśli bardzo pragniemy usamodzielnić nasze dziecko, przede wszystkim zredukujmy mu komfort mieszkania z nami i zadbajmy o swoje potrzeby. W praktyce odbywamy rozmowę z synem lub córką, w trakcie której wykładamy na stół nowe zasady – wszyscy płacimy za mieszkanie i rachunki (w tym także te za wyżywienie!), po 22 nie ma już miejsca dla znajomych, a prasowanie, pranie i sprzątanie po sobie leży w gestii zainteresowanego. Oczywiście, nie chodzi tutaj tylko o to, by zrobić „na złość” swojemu dziecku, ale nauczyć je wykonywania podstawowych obowiązków oraz zawsze warto porozmawiać szczerze. Jeśli czujemy, że „dusi nas” mieszkanie z synem lub córką, którzy mają zupełnie inne potrzeby i tempo życia, powiedzmy o tym wprost – przecież fakt, że mamy inne style życia nie świadczy o braku miłości. Poza tym, z pewnością takie rozwiązanie jest słuszniejsze, niż udawanie, że wszystko jest w Wojtaś
jak się usamodzielnić w wieku 18 lat